Metamorfoza drewnianego stołka, nawet takiego sponiewieranego, może odmienić go zupełnie. Moje małe krzesełko, które pamięta czasy PRL-u, było przez lata wykorzystywane do celów wszelakich. Ale to pamiątka, której nie zamierzałam wyrzucać. Za to za wysługę lat sprezentowałam mu mały lifting.
Pamiątka z dzieciństwa
Są takie przedmioty, których pozbywamy się z łatwością i takie, z którymi nie potrafimy albo nie chcemy się rozstać, bo są dla nas wyjątkowe i niosą ze sobą część naszej życiowej opowieści.
I tak właśnie jest ze mną i z tym małym krzesełkiem. Bo nie jest to jakieś przypadkowe krzesełko, tylko takie, na którym siedziałam rysując pierwsze obrazki, czy z apetytem wsuwałam zrobione przez mamę racuchy. Tak właśnie – to krzesełko z mojego dzieciństwa, zakupione gdy byłam malutka, czyli w czasach późnego PRL-u.
Po etapie intensywnego użytkowania wylądowało w piwnicy, później testowałam na nim trwałość farby ceramicznej (rezultat pomyślny) i wykorzystywałam go do celów wszelakich, od pomocnika do cięcia, po małą drabinkę. Trochę więc go przez te lata sponiewierałam.
Zabrałam się ostatnio za remont kuchni i tu pojawiło się pytanie – co z owym stołkiem zrobić. Całkowitego pozbycia się nie brałam w ogóle po uwagę. Możliwa była banicja do piwnicy albo odnowienie. W sumie przydawał mi się, żeby sięgnąć na wysokie półki, bo 164 cm to czasem za mało. Poza tym szkoda historię upychać w piwnicy. Zdecydowałam więc, że zrobię mu mały lifting.
Metamorfoza drewnianego stołka niby nie jest trudna, ale miałam małą zagwozdkę, jak by tu ją ogarnąć. Od początku nie chciałam, aby wyglądał zupełnie jak nówka, bo przecież taki mogłabym za parę złotych kupić w sklepie. Zależało mi, żeby odciśnięty na nim ząb czasu został w niektórych miejscach widoczny. Dlatego właśnie nie zapychałam ubytków szpachlą i nie wyrównywałam położenia szczebelków. Pozostawienie takiej historii to jednak nieco za mało, aby podkreślić jego wiekowość.
Nie chciałam jednak iść w przecierki czy typowy styl vintage. Taki raczej nie pasuje do mojej kuchni. Postanowiłam więc ograć to nieco inaczej i sygnować stołek stemplowym napisem since 1983, bo mniej więcej w tym roku pojawił się u nas w domu.
Jak pomyślałam tak zrobiłam. I nawet w ferworze miliona spraw, które mam obecnie na głowie, a które w ostatnim miesiącu nieco osłabiły moją blogową aktywność, udało mi się pstryknąć fotki, jak krok po kroku przebiegała ta metamorfoza drewnianego stołka.
Metamorfoza drewnianego stołka – krok po kroku
Użyte materiały:
- papier ścierny
- farba do drewna (użyłam testerów farby ceramicznej)
- szablony liter
- taśma malarska
- pędzel, wałek, pędzel gąbkowy
Stołek trochę przeszlifowałam. Nie usunęłam całej farby, bo i tak będzie ponownie malowany. Pozbyłam się jedynie zgrubień starej farby.
Zrezygnowałam z wypełniania ubytków szpachlą do drewna – jak pisałam wyżej, oznaki użytkowania, widoczne na drewnie pozostawiłam.
Całość odpyliłam.
W odstępie 3 godzin nałożyłam dwie warstwy farby ceramicznej. W niektórych miejscach malowałam pędzelkiem, a tam gdzie się dało małym wałeczkiem.
Po wyschnięciu farby zabrałam się za napis. Użyłam szablonu i pędzla gąbkowego.
Kluczowe dla wyglądu napisu jest użycie niewielkiej ilości farby – tapowałam wręcz suchą gąbką. Dzięki temu farba nie weszła pod szablon.
Z racji tego, że napis powstawał z pojedynczych literek, dawałam farbie nieco czasu na wyschnięcie, zanim zrobiłam kolejną literkę/cyferkę.
Moja metamorfoza drewnianego stołka została dopełniona przez białe skarpetki. Tu nieodzowne jest użycie taśmy malarskiej. Owe jasne skarpetki nakładałam na nóżki stołka dwukrotnie.
Zdecydowałam się niczym go nie zabezpieczać. Już wcześniej sprawdziłam, że farba, którą użyłam świetnie się trzyma i łatwo czyści.
Po takiej szybkiej metamorfozie stary stołek już nie straszy, a wręcz odwrotnie. Przyciąga wzrok i intryguje napisem.
Stołek przechodzi na razie etap możesz-tylko-na-mnie-patrzeć lub ewentualnie siadam na nim do prac niskopoziomowych. Zapewne ten etap za jakiś czas minie i będzie w obiegu, jak wcześniej.
Kto wie, co się z nim kiedyś stanie. Może kiedyś moje wnuki będą na nim siadać, żeby malować swoje pierwsze rysunki, tak jak kiedyś siadałam na nim ja. Albo będą zajadać ze smakiem upieczone przez babcię Agnieszkę placki z banana🙂
Wszystko jest możliwe, choć póki co ewentualne wnuki to odległa przyszłość, a krzesełko stoi w kuchni i cieszy moje oczy ♥
Pozdrawiam
Agnieszka
Zainspirowałam Cię? To wspaniale!
Będzie mi bardzo miło, jeśli mi o tym powiesz – facebook, instagram – jak wolisz. Po prostu wrzuć zdjęcie i oznacz #321startdiy lub @321startdiy.
Musisz też wiedzieć, że ciągle coś majstruję i zrealizuję jeszcze wiele projektów zrób to sam, a sposoby wykonania i moją wiedzę zapiszę na tym blogu – jeśli polubisz mój fanpage, niczego nie przegapisz.